Podopieczni Stelio DeRocco zrehabilitowali się po wpadce w Kielcach, wygrywając 3:1 z BBTS-em Bielsko-Biała. Dla drużyny z Zagłębia Dąbrowskiego to czwarta wygrana w sezonie, natomiast pogrążeni w kryzysie bielszczanie jeszcze nie zaznali smaku zwycięstwa.
Setbol – tasiemiec!
W ekipie gospodarzy zadebiutował Jan Klobucar, reprezentant Słowenii, srebrny medalista mistrzostw Europy z 2015 roku. Nowy zawodnik MKS-u udanie wprowadził się do drużyny już w pierwszym secie, przy stanie 20:18 dla będzinian. Nie grał długo, jednak z każdym spotkaniem jego forma powinna iść w górę. Pierwsza odsłona nie zapowiadała się jako spacerek podopiecznych Stelio DeRocco, którzy prowadzili bezpiecznie 10:6 i 15:10. Ale później zaczęły się schody i wytypowanie końcowego wyniku tej partii było niczym trafienie „szóstki" w totolotka... Będzinianie nie wykorzystali setbola przy stanie 24:21 i – potem – po heroicznej i długiej walce mogli się cieszyć ze zwycięstwa 37:35. Sprytny atak Marcina Walińskiego, który skorzystał ze złego przyjęcia bielszczan załatwił sprawę. Miejscowi potrzebowali aż pięciu setboli, by postawić na swoim. Dodajmy, że w tym okresie na środku siatki dobrze sobie radził Bartłomiej Grzechnik, dla którego było to niezwykle prestiżowe spotkanie (w poprzednim sezonie występował pod Klimczokiem). Ważne punkty, oprócz Walińskiego, zdobywał Rafael Araujo, któremu – po drugiej stronie siatki – starał się dorównać grający bardzo odważnie Piotr Łukasik. Brazylijczyk nie może jednak tego spotkania zaliczyć do udanych. Im dalej, tym w jego wykonaniu było tylko gorzej i w końcu usiadł na ławce.
Syndrom długiej przerwy...
W drugiej partii już od początku walczono zawzięcie o każdy punkt, nie było zmiłuj się. Dopiero w końcowej fazie MKS odskoczył na 22:18 i wówczas trener gości Rostislav Chudik poprosił o czas. Roszady w szóstce poczynione przez Chudika nie zdały się na nic, zaś po raz kolejny katem BBTS-u okazał się Waliński. To po skutecznym ataku „Kipka", będzinianie znowu mogli podnieść ręce w górę, manifestując swoją radość. Waliński po dwóch setach miał na koncie piętnastu „oczek". Tak imponującym wynikiem nie mógł się pochwalić żaden inny gracz.
Nie pierwszy raz mieliśmy do czynienia z syndromem długiej przerwy, która zaszkodziła – tym razem – będzinianom. W trzeciej odsłonie w żadnym wypadku nie przypominali oni drużyny z poprzednich partii, popełniając sporą ilość niewymuszonych błędów. Trener DeRocco posłał do gry Rafała Farynę (zmienił Araujo), który radził sobie na tyle dobrze, że został na parkiecie już do końca meczu. Faryna w końcówce trzeciego seta miał tzw. złoty dotyk, czego się nie dotknął to zamieniał to na punkt... Jak na ironię, to właśnie w ostatniej akcji trzeciego seta zaliczył on czapę... Czwarta partia okazała się ostatnią, zespół MKS-u od początku był dominatorem, stopując blokiem wszelkie zapędy rywali. Po tej porażce bielszczanie śrubują niechlubny rekord porażek w PlusLidze, to ich dziewiąta przegrana z rzędu.
MKS Będzin – BBTS Bielsko Biała 3:1 (37:35, 25:19, 21:25, 25:17)
- MKS: Kozub (4 pkt.), Waliński (22), Ratajczak (11), Araujo (9), Jordanow (14), Grzechnik (11), Potera (libero) oraz Seif (2), Przybyła, Faryna (11), Gregorowicz (libero)
- BBTS: Macionczyk (1), Tarasow (7), Gaca (7), Krikun (16), Łukasik (18), Cedzyński (4), Marek (libero) oraz Czauderna (libero), Janeczek (3), Peacock, Piotrowski, Bucki (4), Siek (3).
- MVP: Bartłomiej Grzechnik.
- Sędziowali: Marek Lagierski (Czeladź) i Piotr Król (Katowice).
- Widzów: 1140.
Przebieg meczu:
- I set: 5:1, 10:6, 15:10, 20:15, 24:25, 37:35
- II set: 5:3, 9:10, 15:14, 20:18, 25:19,
- III set: 5:4, 8:10, 9:15, 14:20, 21:25
- IV set: 5:4, 10:6, 15:9, 20:13, 25:17.